|
Tajne Projekty Podziemia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
SeNcIk
Spiskowiec
Dołączył: 10 Lis 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:15, 14 Lis 2007 Temat postu: Kolejne odcinki |
|
|
Ok, tu będziemy umieszczać kolejne części. Wygodniej będzie to przeglądać. Do komentowania zaraz założę osobny topic, za za kilka godzin powinienem tu umieścić wstęp.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
SeNcIk
Spiskowiec
Dołączył: 10 Lis 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:53, 14 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Wejść! –rzekła postać siedząca na mniejszym z dwóch obsydianowych tronów znajdujących się na niewielkim podwyższeniu w komnacie audiencyjnej Kapituły Zakonu Beliara. Przybysz szybkim, choć nie do końca pewnym krokiem przybył odległość dzielącą go od zwierzchnika, po czym przyklęknął na jedno kolano nie warząc się podnieść wzroku. Po chwili zapytał z ledwie wyczuwalną nutą strachu w głosie.
-Czego ode mnie żądacie, Panie?
-Akolito Zakonu Beliara Tai’u –zabrał ponownie głos Donovan- z mocy danej mi przez prawo, a także osobisty kaprys wynikający z pozycji, nakazuję ci, zgodnie ze Statutem, wypełnić misję kategorii A, której szczegóły za chwilę usłyszysz. Możesz oczywiście odmówić, ale wtedy rzucimy cię piekielnym ogarom lub smokom na pożarcie, do wyboru.
Sługa Beliara nie ważył się protestować, tak więc po chwili przerwy Czarny Mistrz kontynuował.
-Cieszę się, że nie masz nic przeciwko. Twoim zadaniem będzie przeniknięcie na terytorium Klasztoru, infiltracja jednej z dawno opuszczonych świątyń i przyniesienie pewnego artefaktu. Nie spodziewaj się jednak, że to zadanie będzie takie proste jak ci je opisałem. Świątynia znajduje się głęboko na terytorium wroga, z całą pewnością jest dobrze chroniona nie tylko przez straże, ale także potężne zaklęcia, a na dodatek operacja wymaga niebywałej dyskrecji, gdyż mimo iż pokój w ramach Świętego Przymierza jest iluzoryczny, to jednak nie zależy nam na wywołaniu wojny, a przynajmniej nie w tym momencie. Artefakt którego będziesz poszukiwał, to pewien niezwykły miecz, zwany z elfickiego Elaquarisiusem. Jest to trudna misja najwyższej wagi, więc możesz dobrać sobie kogoś do współpracy. Byle tylko tych osób zbyt wiele nie było, bo niektórzy są potrzebni tutaj, na miejscu. Dwie-trzy ci wystarczą. Możecie pobrać niezbędne wyposażenie z Fortecy Beliara, skoro już będziecie przez nią przejeżdżać, otrzymacie odpowiedni glejt. A teraz odejdź.
Tai wstał, pokłonił się nisko i udał się w stronę wyjścia. Kasen, jak to miał w zwyczaju, nie odzywał się ani słowem. Dopiero teraz wyszczerzył zęby, po czym mruknął cicho do siebie ‘życie’.
Kilka godzin później Akolita przemierzał już szlak prowadzący do „Ukrytego wymiaru”. Wiedział gdzie może znaleźć pierwszą osobę, która na pewno pomoże mu w wypełnieniu zadania. Znalazł go tam gdzie się spodziewał – rozpłaszczonego na stole, marudzącego o kolejną porcję Gorzałki™. Robił przy tym straszny rewers, tak iż jeśli w tawernie byliby jeszcze jacyś goście oprócz niego, to na pewno już dawno by wyszli. Na widok Tai’a rzucił w niego glinianym dzbankiem oraz okrzykiem „Moje maliny, dziwko!”, ale gdy zleciał ze stołu po tym niemożliwym wysiłku i uderzył głową o podłogę, natychmiast oprzytomniał. Rezydent przy tym nie zwracał najmniejszej uwagi na całe zamieszanie – spał tak głęboko za swoim szynkwasem, że nawet nie zauważył kiedy między jego nosem a kuflem stojącym przed nim pojawiła się pajęczyna. Tai skorzystał z okazji iż krasnolud jest w miarę trzeźwy i wyłożył krótko swoją sprawę.
-Nie –odparł krótko MoG
-Ale ty mnie nawet nie wysłuchałeś do końca! –oburzył się Akolita- A poza tym Statut…
-Statut sratut –burknął wojownik dłubiąc sobie w nosie- W końcu jestem tym Czarnym Rycerzem czy nie?
-Ale… ale myślałem, że coś nas łączy…
-Uczucie kończy się w momencie, gdy muszę zapierdalać na drugi koniec znanego świata po jakieś gówno dla Dona. A poza tym żonaty jestem, niestety. Myślisz, że czemu piję?
Tai zrobił minę jakby zaraz miał się rozpłakać, po czym mokrymi już oczami napotkał wzrok krasnoluda.
-Ech, no dobra już dobra, bo Rezowi deski w podłodze przegniją i na mnie będzie. Kto jeszcze idzie?
Kilka godzin później byli już na powrót w Siedzibie Podziemia i stali przed drzwiami do komnaty Senta. Spokojnie zapukali i nie czekając na odpowiedź wkroczyli do pomieszczenia. Chwilę później dało się słyszeć głośne przekleństwa i złorzeczenia krasnoluda uwięzionego pod stertą ksiąg, które zwaliły się na niego gdy z hukiem zatrzasnął drzwi.
-Czego? –rzekł kapłan nie wyściubiając nosa spoza księgi którą namiętnie czytał- Zresztą nie ważne, moja odpowiedź brzmi nie.
-Ładnie tak traktować gości? –burknął MoG- Utrzymałbyś tu chociaż elementarny porządek.
-Krasnolud któremu słoma z butów wystaje będzie mnie pouczał o savoir vivre, dobre sobie –parsknął zza swojej księgi Sent- wyłóżcie swoją sprawę szybko, będę wam mógł szybciej odmówić, zajęty jestem.
-Ano byłem na sianie z pewną dziewką jeśli tak bardzo przeszkadza ci ta słoma, nie mów tylko nic Karze… ale nie o chodzi! –ponownie burknął gniewnie krasnolud- robota od kapituły jest, mamy wodolejom jakiś mieczyk z jebniętą elficką nazwą zaiwanić, potrzebny nam pseudomag, skoro w drużynie jest już pseudozłodziej i wysokiej klasy wojownik.
-A jaki ja mam w tym interes, oprócz okazji do wyrżnięcia kilku duszyczek w imię Pana Ciemności?
-W zasadzie żaden –mruknął milczący dotąd Tai- Nie bądź żyła, potrzebujemy cię.
-Powiedziałem nie. –odparł poirytowany już kapłan spuszczając wreszcie wzrok z kartek i patrząc prosto na nich- Mam inne ważne zajęcia.
W tym momencie zza księgi którą czytał wyleciało nagle na podłogę jakieś pisemko. Sent złapał je zanim upadło na ziemię, jednak obydwaj goście zdążyli zauważyć różową okładkę oraz znajdującą się na niej piękną elfkę w negliżu prezentującą swoje wdzięki. Po skrzętnym, nerwowym ukryciu gazetki w jednej z szuflad, kapłan poderwał się i ruszył w stronę wyjścia.
-No co tak stoicie? –prawie, że ryknął- Mamy misję do wykonania! Za Beliara! I nie wracajmy już do tego co tu się stało, bo posiekam i oskarżę o herezję...
MoG i Tai wyszli za kapłanem z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Godzinę później stali już na głównym dziedzińcu Siedziby po raz ostatni sprawdzając, czy wszystko gotowe. Sent, zwykle starający się imponować swoją demoniczną szkapą, był niepocieszony, że musi korzystać z ‘tradycyjnej’ odmiany tego zwierzęcia. Było to jednak niezbędne, by nie rzucać się specjalnie w oczy. Co zresztą i tak będzie trudne, gdyż opinia jaka ostatnio do nich przylgnęła w Klasztorze sprawiała, że należało obawiać się za każdym zakrętem tłumu wieśniaków z widłami i pochodniami. Również MoG był niepocieszony wizją jazdy na koniu, jednak było to spowodowane tym, iż ledwie dosięgał strzemion, a wgramolenie się na kobyłę zajmowało mu dłuższą chwilę. W końcu jednak udało im się zapiąć wszystko na ostatni guzik.
-To co, ruszamy? –spytał Tai
-Ja bym tam jednak postarał się jeszcze kogoś zorganizować –odparł kapłan- coś mała ta nasza drużyna…
-A tam, marudzisz –burknął MoG- Jestem tym Czarnym Rycerzem czy nie? Damy sobie radę. Jak to się mówiło, by koń ruszył? Hande hoch! Krucafuks, to nie to…
-A którędy jedziemy? –nie odpuszczał Kapłan, któremu wycieczka do Algaroth była wybitnie nie w smak i starał się jak najdłużej odwlec moment wymarszu
-Najpierw do Fortecy Beliara, potem chyba przez Captivię aż do Twierdzy Goryczy. Spróbujemy się przedrzeć przez Terytoria Neutralne, są mniej pilnowane. –odparł po krótkiej chwili zastanowienia Akolita.
-Jak na ciebie, całkiem sprytne.. –mruknął nie bez ironii Sent- To w drogę.
I ruszyli. Na przedzie Mroczny Strażnik i Akolita, a kilka metrów za nimi głośno klnący krasnolud, usiłujący zmusić swojego konia do szybszego biegu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MoGuś
Ecchi-sama
Dołączył: 10 Lis 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Monopolowy
|
Wysłany: Nie 16:58, 20 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Półpustynny krajobraz otaczający trzech jeźdzców był lekko depresyjny, oczywiście dla normalnych stworzeń humanoidalnych, do których te trzy postacie się nie zaliczały. Ciągnąc węzykiem przez wyżyne, gderali co chwile półsłowkiem przerywanym sugestywną ciszą.
- Swoją drogą - zaczął jeden - te karłowate drzewa powinny sie uginać od cięzaru wisielców, a jednak nic takiego nie zaobserwowałem
- Po prostu żaden innowierca tutaj nie doszedł, to chyba logiczne - odburknał drugi - wszyscy obcy są wieszani na granicach, no wiesz, efekt psychologiczny - dokończył
- W takim razie jakim cudem dotarłeś do Siedziby bez szwanku, mistrzu? - spytał zaciekawiony pierwszy
- Był tak mały, że nikt nie zauważył czegoś dreptającego pomiędzy ich nogami - stwierdził sarkastycznie trzeci i zaczał chichotac pod nosem, do ogólnego uradowania dołaczył pierwszy.
- Na pewno lepiej niż ty, o ile mi wiadomo kapłanie, nie ruszali Cię, bo pomylili z wariatem-kaznodzieją - powiedział drugi, najniższy z kompanii - no w sumie dużo sie nie pomylili, przecież każdy nie zwraca większej uwagi na półnagiego obłąkańca z wyświechtaną księgą w łapie, natomiast ty Tai - ciągnął dalej - podobno dotarłeś tu z transportem niewolników, czyż nie?
- To była ta, no - zaczał zmieszany Akolita - dywersja! Nie, czekaj, inaczej... W każdym razie, jakoś musiałem się dostać do Podziemia, a to była najprostsza droga! - odparł z wiekszą pewnością siebie Tai.
- Tak to sobie tłumacz - odburknął najniższy i uciał dyskusje po której nastąpiła cisza przerywana świstem wiatru...
***
- Oto i ona - oznajmił kapłan - Forteca Beliara, tutaj się zatrzymamy i wyekwipujemy. Macie czas do południa, ale ani chwili dłużej, bo jak mawia księga: "Im dłużej zwlekasz, tym więcej tracisz"!
- Kapłani nie powinni być chyba materialistami - skwitował Tai
- Nie chodziło mi tutaj o pieniądze tylko o... Hmm... - kapłan zaczał wertowac księge, można było zobaczyć kropelki potu które wystąpiły na Jego czoło - Dobra niematerialne! - wrzasnał uradowany.
- Na przykład? - spytał MoG ściagając juki z konia (przy drobnej pomocy wyższego o głowe lub dwie Tai'a)
- Te no... - zmieszał się Sent - ładną mamy dziś pogode, nieprawdaż? - wypalił kaznodzieja i popatrzył w zachmurzone niebo - w każdym razie, nie spóźnijcie się! - wrzasnał maniakalnie po raz drugi i oddalił się szybkim krokiem.
- Od kiedy to on przewodzi tej wyprawie, do cholery? - zapytał w pustke Krasnolud i rownież sie oddalił.
***
Jak na Fortece, nie było dziś wielkiego ruchu. Ot paru Nowicjuszy latało z zamówieniami od jednego magazynu do drugiego, magazynierzy grali w karty i w jednorękiego bandytem, a pare wyższorangowców przechadzało się korytarzami z nosem niemalże drapiącym niewidoczny sufit, rozglądajac się władczo i szukajac pretekstu by przywalić komuś za np. źle założoną szate, miecz noszony nie po tej stronie czy rozwiązaną sznurówkę u butów. z poszczególnych pomieszczeń można było usłyszeć rozmowy na perzeróżne tematy, od polityki zaczynając, kończąc na sprośnych zartach przy ktorych nawet największy erotoman zaczerwienił się ze wstydu i odwrócił na pięcie.
- Podobno szykuje sie jakieś powstanie w stolicy Królestwa - powiedział z przejęciem jeden nowicjusz przy stole i rzucił karte.
- Tak, ciekawe kto miałby je zorganizować - odburknał drugi i pociagnał karte.
- Etrix czy jak mu tam - znudzonym głosem dodał trzeci i od niechcenia położył karte na stosiku.
- Chyba Ertix barania głowo - podniósł głos pierwszy - poza tym, ten leń prędzej wyłapuje jakies Królewiczki na noc, niz przygotowywuje przewrót.
- A ty skad niby taki pewny? - spytał trzeci.
- No tak się mówi o nim... Pies na baby czy jakoś tak... - odparł pierwszy.
- Chyba orkowy - powiedział głośno i radośnie drugi - jak złapie to nie puści!
- Ale mocny tylko w stadzie - zawtórował pierwszy i zaczał się szelmowsko śmiać. Po chwili dołączyły do niego dwa pozostałe głosy.
***
- To chyba wszystko z zapasów - powiedział magazynier i podał trzy duże pakunki Tai'owi - odwalasz czarną robote za starszych, co? I tak masz szczescie, ze się z nimi zabierasz, a nie gnijesz tutaj. Już bym wolał wieszać wystarszonych wieśniaków na granicach, przynajmniej jest co do roboty, lepuiej niż tu - stwierdził i splunął.
- Ta i możesz dostać strzałe w oko od zabłąkanego łucznika z Królestwa, ty tu juz nie filozofuj tylko zastanow sie lepiej nad swoją egzystencją i jak nałapać plusów do awansu, tak jak ja! - odparł Tai
- Odezwał się, Akolita, ja tu dziele się z tobą moimi przemyśleniami, a ty taki?
- Wiesz jaki? Inteligentniejszy baranie, twoje IQ sięga ameby, chociaż nie wiem czy bym ameby nie obraził! Ani słowa! Dźwięk wychodzący z twoich ust kala moje uszy, jesteś zerem skoro wlądowałeś w takiej nudnej robocie, nijak się masz do MOJEGO geniuszu i inteligencji, conajwyżej możesz mi buty lizać! Sam nie wiem co gorszego, ty, czy Paladyni ze swoją gadką o wolności i równości! A to wszystko gówno prawda! Bo najwyżej w hierarchi stoją ludzie z mózgiem i którzy go używaja jak ja, a ty nie jesteś godzien lizac mi buty, więc stul pysk! - wrzasnał Tai i poszedł w cholere zostawiając otumanionego magazyniera, który był dopiero w połowie zrozumienia jego słów.
***
- Szybciej - wygderał krasnolud - ile można czekać na zapasy do cholery, no?! - wrzeszczał jak opętany.
- Już idę Czarny Rycerzu - odpowiedział cicho Nowicjusz pocąc się jak mysz na porodówce - proszę, dwa topory do rzucania, dwa litry Gorzałki (TM) którą zostawiłeś tu Rycerzu na "czarną godzine", zestaw małego bimbrownika i mapa - wydukał i po wręczeniu wszystkiego opadł na krzesło dysząc ciezko.
- Dobrze - uśmiechnał się MoG i pociągnął z piersiówki - obiecuje wspomnieć o tobie dwa słowa przełożonym...
Na te słowa zdyszany młodzieniaszek podniósł głowe do góry z uśmiechem chcąc rzec:
- Dzię... - nie dokończył, ponieważ przerwał mu rozmówca.
- Jaką to ignorancją się wykazałeś... - dokończył zimno wyższorangowiec - CO TO MA BYĆ DO CHOLERY?! TO SĄ TOPORY DO RZUCANIA?! CHYBAŚ OSZALAŁ! zAPIEPRZAJ DO MAGAZYNU PO NOWE, WYWAŻONE ALBO ZROBIĘ Z cIEBIE ZAGRYCHE NA NASTĘPNĄ POPIJAWE! - Nowicjusz gdy usłyszał ostatnie słowa, magicznym sposobem odzyskał siły i pobiegł wgłab półek. Gdy zniknał z oczu, krasnolud uśmiechnął się, podrzucił toporek w ręce sprawdzając czy wyważony i powiedział cicho pod nosem "idiota" i nie czekając aż tamten wróci, rownież poszedł w cholere zadziwiająco podobnym krokiem do tego, którym zwykle stąpał Tai. Oczywiście, wzrost MoGa psuł cały efekt...
***
W południe konie były juz osiodłane, a juki pełne. Tai i MoG stali na dziedzińcu i próbowali kurczowo przypomnieć sobie cos nieuchwytnego, coś co zapomnieli. Jednak sami nie byli pewni, czy to, czego zapomnieli było ważne, czy nie dla misji. Zrezygnowani wsiedli na konie i wyruszyli. Po dziesięciu minutach jazdy obydwóch dotkneło jakby objawienie zesłane przez samego Beliara. Najpierw popwtrzyli po sobie, a potem na... Puste siodło trzeciego konia. Zażenowani zawrócili szkapy i poczęli zmierzać znów do Fortecy.
- Więc zapomnieliśmy Senta, nic dziwnego, ze było to tak trudne do przypomnienia sobie - powiedział spokojnym głosem Tai.
- Kurwa - skwitował pod nosem MoG i popędził konia.
***
W jednym z opuszczonych magazynów, skulona postać energicznie grzebała w jednej ze skrzyń wywalając na podłoge stare księgi, rękopisy i listy z pogróżkami. Irytacje dało się czuć w powietrzu. Gdy sięgneła zenitu, szukający zatrzymał sie w miotaniu i podniósł do góry cieniutką książeczke, zdmuchnał kurz i jakby oddając cześć, uniósł Ją nad głowe podziwijając. Z nirwany wyrwał go za dobrze znajomy głos.
- Sent! Gdzie ty do cholery jesteś, Sent? - darł się Tai - o wreszcie, gdzie ty do cholery się chowasz, południe już za pasem, a ty nawet nie jesteś gotowy zapewne! Co tam chowasz? - spytał Akolita.
- Nic takiego... Już ta godzina? Ho, ho... No cóz, jak mawia księga: "Szczesliwi czasu nie liczą", taa...
- A co Cie tak uszczesliwiło - spytał niższy rangą z marsem na czole.
- Ten tego... Chodźmy! Musimy nadrobić starty! - stwierdził żywo Sent i szybko podreptał w strone dziedzińca - rusz się! - popędzał.
- Najpierw przez niego mamy godzine spóźnienia, a teraz robi z siebie ważniaka - powiedział w pustke Tai i dodał - co za dupek, nic dziwnego, że to uczeń MoGa, a mój mis... - niedokończył, splunał i wyruszył za kapłanem.
***
- Co Cię na tak długo zatrzymało - zapytał zeźlony krasnolud popędzajac szkape.
- Nie twój ineteres ex-opiekunie! Zamiast gderania, popędziłbyś te habete - krzyknął Sent.
- Nie drzyj ryja, na niej przynajmniej można polegać! - stwierdził MoG i kontynuuował jazde.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|